Elżbieta Baranowska

Lato czeka

Nadchodzi niechętnie, ociężale, ale nieubłaganie. Początek czerwca zaczyna pachnieć podróżą. Ma smak leśnych malin, obietnicy zanurzenia stóp w rozgrzanym morskim piasku, radości z wędrówki górskim szlakiem. Gdy wyruszamy w podróż, wszystko może się zdarzyć. Myślimy, ile głupstw można zrobić na urlopie i jak przyjemnie będą one smakować po latach.
W czasie wakacji uczymy się tolerancji, leczymy ze złudzeń, że gdzieś na świecie jest fantastycznie, tylko nas tam nie ma. Szukamy nowych smaków i zapachów. Często ciułamy latami na wymarzoną podróż swego życia. Ma ona dostarczyć mnóstwo wrażeń i pozwolić wznieść się naszej miłości na niebotyczne szczyty. Zapytani po powrocie: jak było? – odpowiadamy: wspaniale. Często jednak myślimy, że tak samo jak na działce, choć podobno warunkiem dobrego wypoczynku jest zmiana. Bo cuda są w nas, a nie w najbardziej egzotycznych miejscach na świecie. Jedziemy na wakacje pełni dobrych myśli, beztroscy i otwarci. Zostawiamy w domu zestresowaną kobietę pracującą, zdyszaną matkę kwokę, zirytowaną partnerkę mężczyzny, który beztrosko ogląda telewizję, gdy ona wykonuje pracę za dwoje. Na urlopie budujemy dobry nastrój, bo mamy czas, aby się do siebie uśmiechać, rozmawiać o sprawach bieżących i dawnych przeżyciach, wracać do dziecinnego świata. Możemy spojrzeć na naszego mężczyznę jak na chłopca i to rozmiękcza serce. Jest też powrotem do źródeł, które pozwalają lepiej się poznać i zrozumieć. Dlatego z urlopu wracamy silni i młodzi. A gdy zaskoczy nas coś niemiłego, wyciskającego łzy z oczu, przypomnijmy sobie starą maksymę Indian: jeśli spotka cię przykrość, podziękuj, bo to też wielkie szczęście, wzbogacające nasze życie.

Na luzie

Urlopy spędzone nad morzem, jeziorem, w górach czy na pustyni są najczęściej podróżami do natury, ale jednocześnie pozwalają podreperować zdrowie. Powietrze, wiatr, słońce przestają być wrogiem, który może nam zaszkodzić. Stają się przyjacielem ciała i umysłu. Dają poczucie wolności, siły, wręcz euforii. W ogromnej przestrzeni otoczeni jesteśmy niebem, chmurami, trzymamy się za ręce w świetle księżyca. Szum morza koi nerwy. Spokojem wypełnia intensywna woń ziół z leśnych polan. Przyroda staje się naszą apteką. Urlop przenosi nas także ze środowiska, w którym mamy określoną pozycję, w inne, gdzie stajemy się bardziej anonimowi. Znika codzienna presja ograniczeń, napięć, bon tonu, którego jesteśmy więźniami. Teraz ciało i umysł mają swobodę. Jesteśmy daleko od wszelkich kłopotów. Przecież przez cały rok, ledwo spuścimy nogi z łóżka, już zaczynamy myśleć o czekających obowiązkach. Na letnich wakacjach możemy odrzucić ciążące poczucie odpowiedzialności i nie spiesząc się odnaleźć siebie. Ten czas można porównać do wykwintnego posiłku, którego nie musimy jeść w pośpiechu, dzięki czemu mamy możliwość docenić jego smak, uchwycić atmosferę. A więc gdy już wrócimy po urlopie do codziennych zajęć i obciążeń, starajmy się, jak najdłużej zachować radość z wypoczynku. Wygospodarujmy kwadrans na marzenia, fantazję, zamknięcie oczu i przywołanie wyobraźnią pięknych, kojących, bajecznie kolorowych obrazów z ostatnich wakacji. Taki kwadrans w ciągu dnia na relaks służy też przywróceniu równowagi psychicznej i przedłużeniu młodości.

Komu morze pomoże?

Skarbem powietrza, wody oraz żyjących w niej ryb, skorupiaków, owoców morza i glonów jest jod. Chociaż mamy w ustroju bardzo mało (około 40 mg) tego pierwiastka, organizm nie może bez niego funkcjonować. Medycyna zainteresowała się jodem na początku XIX wieku. W 1909 roku amerykański patolog David Marine udowodnił jego rolę w zmniejszeniu przerostu tarczycy. Ten niewielki gruczoł dokrewny (waży około 30 g) gromadzi aż 75% jodu obecnego w ustroju. Właśnie z tego pierwiastka hormony tarczycy produkują tyroksynę (T4) i trójjodotyroninę (T3). Roznoszone przez krew trafiają one do każdej komórki i kierują przemianami biochemicznymi. Tarczyca kontroluje przemianę materii, sprawuje pieczę nad układem nerwowym i pobudza mięśnie do pracy. Aby sprawnie funkcjonowała, trzeba codziennie dostarczyć jej w pożywieniu blisko 160 mcg jodu. W diecie warszawiaków jest zaledwie połowa tej niezbędnej dawki. Przy niedoborze jodu tarczyca produkuje zwiększoną ilość hormonu T3 i wydziela tyreotropinę. Gruczoł ubogi w jod rośnie i jak boa dusiciel uciska tchawicę oraz przełyk. Utrudnia też oddychanie, powoduje uczucie senności, ciągłego chłodu, a także wypadnie włosów, suchość skóry, zachrypnięty głos, nalaną twarz i otyłość. Chory może też mieć opóźnioną sprawność intelektualną i ruchową. Widoczną oznaką braku jodu jest tzw. wole obojętne (zgrubienie szyi). Jeśli jest duże, może też zawierać złośliwą tkankę nowotworową. U osób zamieszkujących dwunastokilometrowy pas nadmorski wole obojętne zdarza się najrzadziej. Ma na to wpływ klimat oraz spożywanie większej ilości ryb. W południowo-wschodniej Polsce, oddalonej najbardziej od morza, wole ma co druga kobieta. I chociaż w czasie dwutygodniowego urlopu nad morzem, tarczyca nie zgromadzi zapasów jodu potrzebnych przez cały rok, to taki wyjazd jest dla niej wskazany. Jod z wody morskiej uwalnia się do powietrza i opada na ziemię. Najwięcej go przyswajamy spacerując brzegiem morza po południu, szczególnie w dni sztormowe, kiedy nad wodą unosi się mgiełka. W czasie pobytu nad morzem możemy też wzbogacić dietę świeżymi rybami i owocami morza, które mają duże ilości tego cennego pierwiastka, np. w 100 gramach: • śledzia jest 130 mcg jodu; • flądry – 190; • dorsza – 110; • krewetek lub małży – 130; • krabów – 120. Dla porównania ta sama ilość: • mięsa wołowego lub wieprzowego zawiera 3 mcg jodu; • nabiału – 3,5 - 4; • jabłka – 1,5; • gruszki – 1.

Zagrożenie z tropików

Rozwój tanich linii lotniczych, poprawa kondycji finansowej Polaków, „mocna” złotówka oraz ciekawość świata sprzyjają podróżowaniu, zwłaszcza wycieczkom do krajów o ciepłym i gorącym klimacie. Według danych Urzędu Lotnictwa Cywilnego, w 2007 roku latało samolotami 17 milionów pasażerów z Polski. W przeliczeniu na 100 tysięcy osób wyjeżdżających do tropików, 45 tysięcy miało różne problemy zdrowotne (np. biegunkę, udar cieplny), a ponad 24 tysiące zachorowało na malarię. Występuje ona w 110 miejscach strefy klimatu gorącego, takich, jak: południowy Meksyk, Ameryka Środkowa, Karaiby (Dominikana, Haiti, Jamajka), Afryka na południe od Sahary.

Malaria (zimnica) jest chorobą pasożytniczą wywołaną przez pierwotniaka Plasmodium. Jej przenosicielem jest samica komara widliszka (z rodzaju Anopheles). W momencie ukłucia wprowadza ona do organizmu człowieka ślinę, w której znajdują się zarazki. Przechodzą one do wątroby, potem atakują krwinki czerwone, w których się namnażają. Okres wylęgania malarii trwa od 12 do 28 dni. Pierwsze objawy są mało charakterystyczne i przypominają grypę. Odczuwa się bóle mięśni i stawów, ogólne rozbicie, niepokój, mdłości. Czasem występują wymioty, biegunka albo żółtaczka. W typowym napadzie malarycznym można wyróżnić trzy fazy: • zimną, podczas której chory ma dreszcze; • gorącą, ciepłota ciała wzrasta do 41o C; • zlewnych potów, po których pacjent zasypia na kilkanaście godzin. Niekiedy napady gorączki pojawiają się cyklicznie, np. co 48 lub 72 godziny, lub mają inny przebieg. Dla turysty, który przebywa w rejonie występowania malarii lub z niego powrócił, wysoka temperatura (niezależnie od charakteru innych dolegliwości) zawsze powinna być sygnałem do zasięgnięcia porady lekarza. Złożone reakcje w organizmie, które towarzyszą tej chorobie, mogą doprowadzić do uszkodzeń licznych narządów wewnętrznych, a nawet śmierci. Nie ma skutecznej szczepionki przeciw malarii, są tylko leki (tabletki) przeciwmalaryczne. Ich substancje czynne to atowakwon i proguanil. Dorośli, powinni zażywać jedną tabletkę dziennie na 2 dni przed wyjazdem oraz podczas pobytu w strefie malarycznej. Jeśli turyści nie przyjmują leku profilaktycznie, ryzyko zachorowania w rejonach malarii wzrasta. Najwyższa aktywność komarów przypada na czas od zmierzchu do świtu. W miejscach zalesionych i blisko zbiorników wodnych żerują one przez cały dzień. Największe ryzyko zarażenia występuje pod koniec pory deszczowej, wokół terenów lęgowych (zbiorników słodkiej wody stojącej). Komary chętnie siadają na obiektach o czarnej barwie i lubią atakować ofiary z podwyższoną temperaturą ciała, do których należą np. kobiety w ciąży. Czy dany osobnik jest atrakcyjny dla samicy widliszka, zależy od składu chemicznego jego potu, przede wszystkim od obecnego w nim kwasu masłowego. Przed ukąszeniami komarów chronią płyny, maści, kremy i spraye. Większość z nich zawiera DEET (meta-N, N-dietylotoluamid) związek odstraszający owady, jednocześnie nietoksyczny i niedrażniący skóry. Preparaty zawierające 20–30% DEET działają kilka godzin. Istotne jest dokładne rozsmarowanie ich, gdyż komary siadają na skórze już w odległości 4 cm od strefy zabezpieczonej odstraszaczem. Zabicie żerującego komara jest błędem, gdyż nawet śladowe ilości krwi na skórze człowieka zwabiają następnych krwiopijców znajdujących się w promieniu kilkudziesięciu metrów.

Kołysać się wśród fal

Latem możemy bez wysiłku wymodelować sylwetkę zanurzając się w wodzie. Pływanie szybko spala tłuszcz, likwiduje cellulit, łagodzi bóle pleców, odciąża kręgosłup, zapobiega powstawaniu żylaków, przyspieszając przepływ krwi z kończyn dolnych do serca. Uspokaja też rozchwiane nerwy, uwalniając od stresu. Woda jest 700 razy gęstsza od powietrza. Jej siła wyporu sprawia, że ciężar 70-kilogramowego człowieka zmniejsza się do 5 kg. Ta pozorna lekkość pozwala wykonywać w wodzie różne ćwiczenia bez obawy o kontuzję. Woda przewodzi ciepło 30 razy lepiej niż powietrze. Dlatego organizm traci w niej więcej energii niż na lądzie. Nawet gdy stoimy w morzu, rzece lub jeziorze nieruchomo przez pół godziny, spalamy około 100 kcal. W trakcie godziny pływania możemy spalić nawet 400–500 kcal. Pluskając się, tracimy podskórny tłuszcz, wyszczuplają się uda, brzuch i biodra. Całe ciało staje się bardziej jędrne i mocne. Mięśnie oddechowe podczas pływania muszą dodatkowo pokonać ciśnienie wody. Wymaga to silniejszego brania wdechów nad wodą i pełniejszego wydychania powietrza pod nią. Zwiększa się wtedy pojemność płuc i dotlenia cały organizm. Usprawniona zostaje praca układu krążenia oraz serca, którego mięsień jest lepiej odżywiony. Pływanie to również sposób na zbicie nadciśnienia. Godzina żabką lub kraulem obniża je o 10 mmHg.

Uwaga na sól

Tylko niewielki obszar Polski leży nad Bałtykiem, a więc w naszej glebie, roślinach i mięsie zwierząt hodowlanych są niewielkie ilości jodu. Aby pokryć te braki, dodaje się go do soli kuchennej. Nie należy jednak traktować jej jako najważniejszego źródła jodu. Sól dostarcza ustrojowi sodu, a jego nadmiar sprzyja nadciśnieniu tętniczemu krwi, chorobom serca i nerek.
autor: Danuta Brylska

Przeczytaj inne porady z tej kategorii

Geny na talerzu

Czerw 25, 2014 Inne

Jedzmy wszystko po trochu. To na razie jedyna rada, jaką mają dla nas żywieniowcy. Testy genetyczne, wbrew zapowiedziom, nie pozwalają jeszcze opracować cudownej diety.

czytaj więcej

Blaski i cienie rodzeństwa

Czerw 25, 2014 Inne

Idą dzieci polną drogą, siostrzyczka i brat/ i nadziwić się nie mogą, jaki piękny świat. Każdy z nas pamięta takie sentymentalne wierszyki i rozczulające opowieści, ...

czytaj więcej
POKAŻ